Metamorfozy
"Metamorfozy" są częścią przestrzeni tematycznej "Teatr" na wystawie czasowej "Łazienki w zachwycie". Kuratorka: Lidia Iwanowska-Szymańska
"Metamorfozy" są częścią przestrzeni tematycznej "Teatr" na wystawie czasowej "Łazienki w zachwycie". Kuratorka: Lidia Iwanowska-Szymańska
Międzypokoleniowa etiuda "Metamorfozy" w reżyserii Natalii Fijewskiej-Zdanowskiej to przejmujący spektakl na podstawie "Przemian" Owidiusza. Inspiracją dla twórców były groteski Jana Bogumiła Plerscha z Sali Balowej w Pałacu na Wyspie.
W "Metamorfozach" historie uczestników przeplatają się z łazienkowskimi widokami i kolekcjami. Spektakl to także spotkanie młodzieży i dorosłych; dwa różne spojrzenia na życie zestawione na scenie Teatru Królewskiego. Ich wspólnym pytaniem staje się hamletowskie "Być albo nie być?".
Na scenie pojawiają się uczniowie ze Społecznego Liceum Ogólnokształcącego z Maturą Międzynarodową IB World School 1531 Raszyńska oraz dorośli z Centrum Aktywności Międzypokoleniowej "Nowolipie".
W spektaklu wzięli udział: Elżbieta Krzyszczuk, Kasia Krzyżanowska, Ewa Mieczkowska, Izabella Borowiec, Jolanta Markowska, Małgorzata Chmielewska, Małgorzata Kobierska, Marek Kołkowski, Włodzimierz Markowski, Barbara Ciesielska, Klara Guziak, Liliana Suliga, Mikołaj Andruchów, Milena Niemczyk, Nikodem Okularczyk, Zofia Pieńkos. Muzykę skomponował i wykonał Antoni Jachniewicz. Operatorem światła był Piotr Rudzki, a nagranie wykonał Daniel Hawryluk.
Uwaga! Spektakl jest przeznaczony dla widzów powyżej 15. roku życia. Czas trwania: 20 minut.
Wspomnienie z pracy nad spektaklem "Metamorfozy" w Łazienkach Królewskich w 2025 r.
Natalia Fijewska-Zdanowska
Założeń było wiele. Inspiracje kolekcją Muzeum Łazienki Królewskie i tekstem "Przemian" Owidiusza, zwiedzanie wystawy w Pałacu na Wyspie i może włączenie twórczości Jana Bogumiła Plerscha, mitologia, historia, no i król Stanisław August, a do tego - partycypacja grupy seniorskiej z Centrum Aktywności Międzypokoleniowej Nowolipie i młodzieży z I SLO na Raszyńskiej.
Jak to ogarnąć? - myślałam. I to wszystko w dziesięć dni, ale młodzież będzie dopiero w drugiej połowie cyklu, więc jakoś to trzeba będzie "pożenić". No i żeby powstał spektakl, i żeby się go dało pokazać w Teatrze Królewskim. Dla widowni. I nagrać, oczywiście.
Pierwszego dnia uczestnicy warsztatów byli trochę niepewni. Wcześniej robili teatr, ale ze scenariuszem, "po bożemu". A tu było "tak jakoś dziwnie". Nie wiadomo było, co będzie. Oni nie wiedzieli i ja też nie bardzo. Pomniki na temat "Być" i "Nie być" zainspirowały ich. "Być" - okazało się pełne życia i energii. A "Nie być" - tak bolesne, że długo myślałam o jego przesłaniu.
A potem pokazałam wszystkim prace Plerscha, szczególnie tę pod tytułem "Czas ludzki", na której pod ogołoconym z liści drzewem siedzi dwoje staruszków. I wtedy się zaczęło. Nie mieli zgody na taką starość. Zaczęli mówić. O "jesieni życia", która wcale nie jest taka, jak na grotesce. I o "wiośnie", która dotyka ich właśnie teraz. O różnych "metamorfozach" na własnych życiowych drogach. Uczestnicy stworzyli instalacje z kolorowych nici i sznurów, obrazujące kręte ścieżki, momenty zakończeń i początków. Mówili, że nici w życiu jest wiele, a nie jedna, na pewno nie jedna.
Trzeciego dnia opowiedzieli własne historie. Tym razem nie było zadań i etiud. Po prostu słuchaliśmy się nawzajem. Te historie stały się najważniejszym momentem naszego spektaklu. Wpletliśmy je niezmienione, zamienili się tylko opowiadacze. Dobrze usłyszeć własne słowa w ustach drugiej osoby.
Piątego dnia warsztatów dołączyła do nas młodzież. Bałam się tego spotkania, różniły ich przecież dwa pokolenia. Niepotrzebnie się martwiłam. Bezboleśnie przeszli na "Ty". Rozmawiali ze sobą, jakby znali się od lat. Gdzie idziesz na studia? A, fizyka! Ja też studiowałam fizykę. Czułam, że nic nie muszę, wszystko toczyło się już samo.
Wspólnie przegadywaliśmy kostiumy, choreografię i układ scen. Kiedy młodzież szukała swoich odpowiedzi na postawione przez starszych spektaklowe zagadnienia, dorośli tworzyli choreografię i próbowali monologi. Denerwowali się, gdzie kto siedzi, żeby układ był na pewno powtarzalny.
Od siódmego dnia pracowaliśmy już tylko razem. Kiedy byliśmy zmęczeni scenami - śpiewaliśmy. Ciągle ktoś wypijał czyjąś kawę, bo w niewielkiej przestrzeni Starej Kordegardy, łatwo można było pomylić stojące wszędzie kubki. Ktoś przyniósł truskawki, ktoś bułeczki. Pracowaliśmy przecież ciężko i intensywnie, trzeba było jeść.
Z jedynej próby w Teatrze Królewskim wracaliśmy z energią. Łazienki pachniały nadchodzącym latem.
Ostatniego dnia pokazaliśmy spektakl. Był i Owidiusz, i Łazienki. Był i Plersch. A najwięcej było zachwytu, naszego zachwytu nad tym, co się wydarzyło. I smutku, że to już koniec.
Mój zachwyt to zachwyt nad wspólnotą, nad siłą mostów, które mogą powstać w jednej chwili, między pokoleniami, między ludźmi, którzy znają się od lat i tymi, którzy nie znają się wcale. Nad wspólnotą emocji i doświadczeń, która nie zna wieku, płci, czasów.
W ostatniej scenie Babcia rozmawia z Wnuczką. Idą zieloną alejką Łazienek i są razem. Jola i Lila same zgłosiły się do tego dialogu. Miałam wrażenie, jakby Lila (aktorka grająca wnuczkę) naprawdę stawała się na chwilę wnuczką Joli, tak jakby tak po prostu miało być. W jakimś sensie na ten moment wszyscy stawaliśmy się Babciami i Wnuczkami i tym, co między nimi, jakimś niewypowiedzianym spotkaniem, bliskością, której nie da się nazwać.
Patrzyłam na nie i widziałam siebie i moją własną Babcię. To ona przyniosła mi do Łazienek zupę owocową. Siedziałyśmy wtedy na ławce obok Starej Kordegardy. Kto by pomyślał, że piętnaście lat później ta chwila wróci do mnie w "Metamorfozach" na scenie Teatru Królewskiego?
Życie jest pełne niespodzianek.
Warszawa, 30 lipca 2025 r.


